Rozdział 14
Pov Brooklyn
Jest coraz lepiej, Lucy już jest po operacji, i zostaje jeszcze dwa tygodnie na obserwacji w szpitalu. Ja już wyszłam na szczęście,nienawidzę szpitali. Jest tam strasznie. Moi rodzice teraz bardzo się o mnie martwią. "D" do tej pory dalo mi spokój,może myśli,że już nie żyję?. A z Justinem jest dobrze, nie powiem,że jest źle,jest po prostu, no dobrze.
Właśnie wysiadałam z autobusu ponieważ miałam odwiedzić moją kochną Lucy.Od wypadku boję,się sama wychodzić. Ale dziś jestem zdana tylko na siebie ponieważ Justin powiedział,że nie może, a rodzice są w pracy,więc tak to wygląda. Ostatnio z Justinem sie nie widujemy. Cały czas gdzieś wychodzi, jak do niego piszę to nie ospisuje,to trochę przykre.
Wracając do rzeczywistości, otworzyłam wielkie drzwi prowadzące do budynku.Przywitałam się z Alex, pielęgniarką,która tu pracuje zajmuje się Lucy,jest bardzo miła i kochana.
-Hej Alex-uśmiechnęłam się i przytuliłam do dziewczyny,która powtórzyła to samo.
Od razu ruszyłam,do sali 134 gdzie lezała Lucy.Kiedy już odnalazłam salę, otworzyłam drzwi i ujrzałam moją przyjaciółkę,siedząca na łóżku i czytającą magazyn. Kiedy poczuła moja obecność podniosła głowe,i usmiechnęła się promiennie.
-Hej Lucy - przytuliłam się do dziewczyny.
-Hej Brook,co u ciebie słychać,opowiadaj?- odpowiedziała uśmiechając się szeroko.
-Nic nowego, a u ciebie?- spytałam zaciekawiona.
-W sumie to samo co u ciebie -zaśmjiała się radośnie. I za to ją kocham, zawsze się uśmiecha. Potrafi w jedną sekundę wszystkich rozśmieszyć do łez.
- A jak się czujesz?-spytałam.
-Jasne,wszytko jest okej - odpowiedziała cała w skowronkach.
Później gadałyśmy o wszystkim i o niczym,jak to my. Musiałam się zbierać bo dochodziła 21, trochę późno, więc pożegnałam się z Lucy i Alex. Po czym ruszyłam na przystanek autobusowy.
Szłam sama nikogo nie było, nogi trzęsły mi się ze strachu.Byłam przerażona,jestem sama bezbronna. Słyszałam za sobą, kroki,ktoś za mną szedł, moje serce biło sto racy szybciej.Zdobyłam się na odwagę i oobróciłam,ale nikogo nie było,więc odwróciłam się spowrotem,i wpadłam na coś twardego. Popatrzyłam w górę i zobaczyłam to czgo, nie chciałam zobaczyć, te oczy,to on, to ten chłopak. Odskoczyłam ale za późno, zaczęłam się szrpać,ale to wszystko na nic.
Zaczęłam krzyczeć i płakać.
-Przestań suko!Myślałaś,że cię zostawię?To się myliłaś.- zaśmiał się po czym rzucił mną mocno o chodnik.Poczułam ból w okolicach pleców. Byłam bezsilna.Próbowałam wstać, ale nie mogłam bo kopał mnie po brzuchu.Krzyczałam z bólu.
Ale nie chciałam skończyć pod ziemią moim ostatnim ratunkiem był telefon. Podniosłam się ledwo co i uderzyłam chłopaka z całych sił. Pendem rzucilam się przed siebie szukając w spodniach telefonu. Kiedy go znalazłam odblokowałam go i wybrałam numer Justina.
Jeden sygnał,drugi,trzeci... i nic
Boże!Justin odbierz ten cholerny telefon! Pomóż mi!
Znów wybrałam numer Justina.
Jeden sygnał,drugie,trzeci...
-Halo?-spytał zaspanym glosem.Usłyszałam za sobą głośne krzyki i kroki.
-Halo Justin! Pomóż mi! Proszę!-szlochałam do słuchawki biegnąc.
-Brook?Halo? Gdzie ty Jesteś?!- Krzyczał do słuchawki.
-J-Justin on tu jest,on mnie zabi-
CDN. ;*
BUUUZIACZKI.
KOTECZKI MOJE PRZEPRASZAM BARDZO MOCNO
ŻE NIC NIE BYŁO DODAWANE, ALE BYŁY WAKACJE NIE MIAŁAM CZASY ZBYTNIO, I TERAZ ROK SZKOLNY PRZEPRASZAM,ŻE WAS ZAWIODŁAM ;-;
/Gosia ;*
Jest coraz lepiej, Lucy już jest po operacji, i zostaje jeszcze dwa tygodnie na obserwacji w szpitalu. Ja już wyszłam na szczęście,nienawidzę szpitali. Jest tam strasznie. Moi rodzice teraz bardzo się o mnie martwią. "D" do tej pory dalo mi spokój,może myśli,że już nie żyję?. A z Justinem jest dobrze, nie powiem,że jest źle,jest po prostu, no dobrze.
Właśnie wysiadałam z autobusu ponieważ miałam odwiedzić moją kochną Lucy.Od wypadku boję,się sama wychodzić. Ale dziś jestem zdana tylko na siebie ponieważ Justin powiedział,że nie może, a rodzice są w pracy,więc tak to wygląda. Ostatnio z Justinem sie nie widujemy. Cały czas gdzieś wychodzi, jak do niego piszę to nie ospisuje,to trochę przykre.
Wracając do rzeczywistości, otworzyłam wielkie drzwi prowadzące do budynku.Przywitałam się z Alex, pielęgniarką,która tu pracuje zajmuje się Lucy,jest bardzo miła i kochana.
-Hej Alex-uśmiechnęłam się i przytuliłam do dziewczyny,która powtórzyła to samo.
Od razu ruszyłam,do sali 134 gdzie lezała Lucy.Kiedy już odnalazłam salę, otworzyłam drzwi i ujrzałam moją przyjaciółkę,siedząca na łóżku i czytającą magazyn. Kiedy poczuła moja obecność podniosła głowe,i usmiechnęła się promiennie.
-Hej Lucy - przytuliłam się do dziewczyny.
-Hej Brook,co u ciebie słychać,opowiadaj?- odpowiedziała uśmiechając się szeroko.
-Nic nowego, a u ciebie?- spytałam zaciekawiona.
-W sumie to samo co u ciebie -zaśmjiała się radośnie. I za to ją kocham, zawsze się uśmiecha. Potrafi w jedną sekundę wszystkich rozśmieszyć do łez.
- A jak się czujesz?-spytałam.
-Jasne,wszytko jest okej - odpowiedziała cała w skowronkach.
Później gadałyśmy o wszystkim i o niczym,jak to my. Musiałam się zbierać bo dochodziła 21, trochę późno, więc pożegnałam się z Lucy i Alex. Po czym ruszyłam na przystanek autobusowy.
Szłam sama nikogo nie było, nogi trzęsły mi się ze strachu.Byłam przerażona,jestem sama bezbronna. Słyszałam za sobą, kroki,ktoś za mną szedł, moje serce biło sto racy szybciej.Zdobyłam się na odwagę i oobróciłam,ale nikogo nie było,więc odwróciłam się spowrotem,i wpadłam na coś twardego. Popatrzyłam w górę i zobaczyłam to czgo, nie chciałam zobaczyć, te oczy,to on, to ten chłopak. Odskoczyłam ale za późno, zaczęłam się szrpać,ale to wszystko na nic.
Zaczęłam krzyczeć i płakać.
-Przestań suko!Myślałaś,że cię zostawię?To się myliłaś.- zaśmiał się po czym rzucił mną mocno o chodnik.Poczułam ból w okolicach pleców. Byłam bezsilna.Próbowałam wstać, ale nie mogłam bo kopał mnie po brzuchu.Krzyczałam z bólu.
Ale nie chciałam skończyć pod ziemią moim ostatnim ratunkiem był telefon. Podniosłam się ledwo co i uderzyłam chłopaka z całych sił. Pendem rzucilam się przed siebie szukając w spodniach telefonu. Kiedy go znalazłam odblokowałam go i wybrałam numer Justina.
Jeden sygnał,drugi,trzeci... i nic
Boże!Justin odbierz ten cholerny telefon! Pomóż mi!
Znów wybrałam numer Justina.
Jeden sygnał,drugie,trzeci...
-Halo?-spytał zaspanym glosem.Usłyszałam za sobą głośne krzyki i kroki.
-Halo Justin! Pomóż mi! Proszę!-szlochałam do słuchawki biegnąc.
-Brook?Halo? Gdzie ty Jesteś?!- Krzyczał do słuchawki.
-J-Justin on tu jest,on mnie zabi-
CDN. ;*
BUUUZIACZKI.
KOTECZKI MOJE PRZEPRASZAM BARDZO MOCNO
ŻE NIC NIE BYŁO DODAWANE, ALE BYŁY WAKACJE NIE MIAŁAM CZASY ZBYTNIO, I TERAZ ROK SZKOLNY PRZEPRASZAM,ŻE WAS ZAWIODŁAM ;-;
/Gosia ;*