sobota, 4 października 2014

Rozdział 14
Pov Brooklyn
Jest coraz lepiej, Lucy już jest po operacji, i zostaje jeszcze dwa tygodnie na obserwacji w szpitalu. Ja już wyszłam na szczęście,nienawidzę szpitali. Jest tam strasznie. Moi rodzice teraz bardzo się o mnie martwią. "D" do tej pory dalo mi spokój,może myśli,że już nie żyję?. A z Justinem jest dobrze, nie powiem,że jest źle,jest po prostu, no dobrze.
Właśnie wysiadałam z autobusu ponieważ miałam odwiedzić moją kochną Lucy.Od wypadku boję,się sama wychodzić. Ale dziś jestem zdana tylko na siebie ponieważ Justin powiedział,że nie może, a rodzice są w pracy,więc tak to wygląda. Ostatnio z Justinem sie nie widujemy. Cały czas gdzieś wychodzi, jak do niego piszę to nie ospisuje,to trochę przykre.
Wracając do rzeczywistości, otworzyłam wielkie drzwi prowadzące do budynku.Przywitałam się z Alex, pielęgniarką,która tu pracuje zajmuje się Lucy,jest bardzo miła i kochana.
-Hej Alex-uśmiechnęłam się i przytuliłam do dziewczyny,która powtórzyła to samo.
Od razu ruszyłam,do sali 134 gdzie lezała Lucy.Kiedy już odnalazłam salę, otworzyłam drzwi i ujrzałam moją przyjaciółkę,siedząca na łóżku i czytającą magazyn. Kiedy poczuła moja obecność podniosła głowe,i usmiechnęła się promiennie.
-Hej Lucy - przytuliłam się do dziewczyny.
-Hej Brook,co u ciebie słychać,opowiadaj?- odpowiedziała uśmiechając się szeroko.
-Nic nowego, a u ciebie?- spytałam zaciekawiona.
-W sumie to samo co u ciebie -zaśmjiała się radośnie. I za to ją kocham, zawsze się uśmiecha. Potrafi w jedną sekundę wszystkich rozśmieszyć do łez.
- A jak się czujesz?-spytałam.
-Jasne,wszytko jest okej - odpowiedziała cała w skowronkach.
Później gadałyśmy o wszystkim i o niczym,jak to my. Musiałam się zbierać bo dochodziła 21, trochę późno, więc pożegnałam się z Lucy i Alex. Po czym ruszyłam na przystanek autobusowy.
Szłam sama nikogo nie było, nogi trzęsły mi się ze strachu.Byłam przerażona,jestem sama bezbronna. Słyszałam za sobą, kroki,ktoś za mną szedł,  moje serce biło sto racy szybciej.Zdobyłam się na odwagę i oobróciłam,ale nikogo nie było,więc odwróciłam się spowrotem,i wpadłam na coś twardego. Popatrzyłam w górę i zobaczyłam to czgo, nie chciałam zobaczyć, te oczy,to on, to ten chłopak. Odskoczyłam ale za późno, zaczęłam się szrpać,ale to wszystko na nic.
Zaczęłam krzyczeć i płakać.
-Przestań suko!Myślałaś,że cię zostawię?To się myliłaś.- zaśmiał się po czym rzucił mną mocno o chodnik.Poczułam ból w okolicach pleców. Byłam bezsilna.Próbowałam wstać, ale nie mogłam bo kopał mnie po brzuchu.Krzyczałam z bólu.
Ale nie chciałam skończyć pod ziemią moim ostatnim ratunkiem był telefon. Podniosłam się ledwo co i uderzyłam chłopaka z całych sił. Pendem rzucilam się przed siebie  szukając w spodniach telefonu. Kiedy go znalazłam odblokowałam go i wybrałam numer Justina.
Jeden sygnał,drugi,trzeci... i nic
Boże!Justin odbierz ten cholerny telefon! Pomóż mi!
Znów wybrałam numer Justina.
Jeden sygnał,drugie,trzeci...
-Halo?-spytał zaspanym glosem.Usłyszałam za sobą głośne krzyki i kroki.
-Halo Justin! Pomóż mi! Proszę!-szlochałam do słuchawki biegnąc.
-Brook?Halo? Gdzie ty Jesteś?!- Krzyczał do słuchawki.
-J-Justin on tu jest,on mnie zabi-



CDN. ;*
BUUUZIACZKI.
KOTECZKI MOJE PRZEPRASZAM BARDZO MOCNO
ŻE NIC NIE BYŁO DODAWANE, ALE BYŁY WAKACJE NIE MIAŁAM CZASY ZBYTNIO, I TERAZ ROK SZKOLNY PRZEPRASZAM,ŻE WAS ZAWIODŁAM ;-;
/Gosia ;*

sobota, 19 lipca 2014

                                    Rozdział 13


          JUSTIN POV

 Przycisnąłem gaz...Nie zwracałem uwagi na jadące obok mnie samochody.
W tamtej chwili liczyła się tylko moja Brook.
 

Pod szpital dojechałem w 5 minut, po czym pędem pobiegłem do recepcji.

-Szukam dziewczyny z wypadku-powiedziałem zdenerwowany.

-Której?

-Brooklyn Moon

-Jest pan kimś z rodziny?

-Yyy nie..

-No to nie mogę przekazać panu żadnych informacji.

Obejrzałem sie na boki, po czym uderzyłem ręką w biurko, za którym stała pielęgniarka. Starsza kobieta z dużymi okularami na nosie lekko się wystraszyła.

-Niech pani posłucha..Ja musze ją zobaczyć..

-2 piętro oddział powypadkowy, sala nr 45.

Podziękowałem kobiecie, po czym ruszyłem w stronę oddziału...W stresie szukałem sali...Po chwili ujrzałem drzwi z numerem 45...Lekko je popchnąłem, po czym ujrzałem na łóżku moją królewnę...Leżała na łóżku podpięta do maszyn, które zapewne trzymają ją przy życiu. Podszedłem do niej i ostożnie przykucnąłem obok jej łóżka .spała.....Leżała tak spokojnie..Obserwowałem jej powoli unoszącą się w górę i w dół klatkę piersiową. Łzy same napływały mi do oczu.

Po kilku minutach ciszy do sali wszedł lekarz.

-Co pan tu robi?-spytał i zmarszczył brwi.

-Ja...Co z nią?

-Kim pan jest?

-Jestem jej przyjacielem.

-Nie jest najlepiej, ale dziewczyna miała dużo szczęścia ...Ona wypadła przez przednią szybę i ma złamaną rękę..Poderzewamy też uszkodzenie kręgosłupa..Musimy zrobić szczegółowe badania by dowiedzieć się, czy nie uszkodziła narządów wewnętrznych.

-Dziękuje doktorze..A co z jej koleżanką?

-Z nią jest gorzej..Ma uszkodzoną wątrobę...Możliwe, że konieczny będzie przeszczep..

-Bardzo dziękuję...

Przez następne kilka dni nie spuszczałem Brooklyn z oka Codziennie przychodzili jej rodzice..Wtedy wychodziłem ze szpitala..Nie chciałem ich poznawać....Gdy tylko odjeżdżali, wracałem.Czekałem, aż się obudzi. Pielęgniarki codziennie rano przynosiły mi kawę.
Na szczęście nie miała uszkodzonych narządów...To była jedna z lepszych wiadomości

-Musi być pan w niej bardzo zakochany.-powiedziała jedna z nich, gdy przyszła sprawdzić króplówkę.

-Nawet pani nie wie, jak bardzo-uśmiechnąłem się lekko

-No to ona musi być naprawdę niesamowita.

-Jest inna niż wszystkie dziewczyny...

-Szczęściara z niej...Z wypadku wyszła prawie bez szwanku, no i do tego ma takiego chłopaka..

-Ta..Tylko, że ja nie jestem jej chłopakiem...

-No to chyba najwyższa pora..-pielęgniarka usiadła obok mnie.-Młody człowieku..Musisz się pospieszyć,skoro jest taka niesamowita to pewnie dużo chłopców się za nią ogląda, a chyba takiego skarbu nie chcesz stracić?

Miałem zamiar się odezwać, gdy zobaczyłem, jak dłoń Brook poruszyła się, a jej powieki lekko się uniosły.
Pielęgniarka poszła po lekarza, a ja złapałem Brooklyn za rękę

-Cześć piękna-uśmiechnąłem się do niej.

-Justin? To ty?

-No a kto inny?

Próbowała się podnieść, ale ból był tak silny, że nie dała rady.

-Co..co się stało?

-Miałyście wypadek..

-Miałyśmy? Ale...

-Tak..Lucy też jest w szpitalu.

-Co z nią?!

Nie odzywałem się przez chwilę, po czym wydukałem

-Jest źle..Ma uszkodzoną wątrobę..Potrzebny przeszczep...

Zauważyłem, jak z jej oka poleciało kilka łez. Otarłem je po czym pogładziłem dłonią po jej policzku.

-Skarbie, będzie dobrze...

Do sali wszedł lekarz i kazał mi wyjść z sali. Niechętnie to zrobiłem..

BROOKLYN POV

Nie mogłam się ruszyć. Wszystko mnie bolało. Jedynym pocieszeniem był fakt, że Justin nie odstępował mnie na krok i był przy mnie...

Lekarz powiedział, że mam uszkodzony kręgosłup i złamaną rękę...Nie jest aż tak źle..A dla Lucy wciąż nie znałazł sie dawca..Kurwa...jedna chwila i twoje życie zmienia się o 180 stopni..

Wystarczą 2 sekundy..by twoje życie zostało zrujnowane...Twoje plany, marzenia..Wszystko poszło się jebać...

Rodzice starali się być dla mnie wsparciem, ale szczerze mówiąc jakoś słabo im to wychodziło..przychodzili..Pytali się co u mnie czy coś mnie boli, kupowali mi jedzenie, picie i odjeżdżali..I tyle...Na tym ich troska się kończyła.. Świetna z nas rodzinka co?
...................................................................................................................................................

Hej Misie..No i mamy kolejny rozdział <3 Jak wam się podoba?/Magda




  

piątek, 11 lipca 2014

Rozdział12
Pov Brooklyn
Potem moja rodzicielka wyszła a, ja nie mogłam za nic usnąć. To wszystko mnie przytłacza . Podparłam sie na łokciach patrząc na zegarek wiszący na ścianie była 4:30. Ha świetnie! Po prostu swietnie mam dzisiaj szkołe zastanawiam się jak ja wstanę. Szybko nakryłam się pościelą i zamknęłam oczy mój sen szybko nie nadchodził więc zrezygnowana, wstałam i pokierowałam się do szafy wybrac ciuchy na dzisiejszy dzień. Wybrałam szorty i zwykłą bluzkę a do tego zapinany sweterek do tego wzięłam bieliznę i skierowałam się do łazienki. Gdy byłam już gotowa spakowałam jeszcze najpotrzebniejsze rzeczy do torby i zeszłam na dół. Zrobiłam sobie śniedanie i po skonumowaniu go włożyłam naczynia do zmywarki. Poszłam ubrać swoje vansy i z nikim sie nie żegnając poszłam do szkoły. Nagle zaczął dzwonić mój telefon. Odszukałam go patrząc na wyświetlacz NUMER NIEZNANY. Moje serce zaczęło bić bardzo szybko przejechałam po ekranie palcem i przyłożyłam telefon do ucha.
-Halo?-spytałam trzęsącym głosem.
-Widzę cię - wyszeptał
Od razu zaczęłam rozglądać.To jakieś żart, bo jak tak to w ogóle nie jest śmieszne.
-Uważaj na siebie wiesz.. w każdej chwili może ci się coś stać - powiedział i zaczął się śmiać .
- Kim jesteś do cholery?!- powiedziałam zdenerwowana i przestraszona.Czemu to wszystko musi akurat mnie spotykać?
- Twoim koszmarem suko- powiedział i po chwili usłyszałam dźwięk zakończonego połączenia. Stałam na chodniku sparaliżowana. Nie mogłam nic powiedzieć byłam w wielkim szoku. Ocknęłam się kiedy ktoś mnie uderzył ramieniem. Schowałam swój telefon do torby i bez namysłu rusyłam dalej. Kiedy byłam już w szkole poszłam do swojej szafki i wypakowałam wszystkie niepotrzebne mi książki. Koło mojego boku od razu znalazła się Lucy.

-Hej.-powiedziała jak zawsze rozpromieniona. Mi akurat nie było do śmiechu. Mam wszystkiego dość. Prawie zostałam zgwałcona i do tego dzisiejszy nieciekawy telefon. Niech się to wszystko już skończy proszę.

-Halo?Ziemia do Brook?- moje przemyślenia przerwała mi moja przyjaciółka,która machała mi dłońmi przed moją twarzą.
Nie mogę jej nic powiedzieć nie chcę ja pakować w  to całe gówno.
-A tak hej - uśmiechnęłam się sztucznie.
 Bynajmniej wracając do tematu,że nie mogę jej powiedzieć o tym wszystkim co się u mnie dzieje. To chodzi mi dokładniej o to,że nie chcę żeby ktos jej zrobił krzywdę albo coś w tym stylu. Lucy eż ma swoje problemy. Owszem tak ona jest moją przyjaciółką. Ale no nie chcę żeby jej się coś stało.
- Brook coś się stało?- spytała i popatrzyła na moja twarz jakby chciała zobaczyć czy kłamię.
- Nie nic się nie stało - powiedziałam szybko, powiedziałabym,że za szybko ponieważ Lucy spojrzała się na mnie.

- Brook coś jest nie tak widzę to. Co jest?- westchnęła.
- Zapewniam,ze nic się nie stało okej? Nie martw sie tak i chodźmy do klasy bo zaraz się spóźnimy a mamy teraz w-f.- uśmiechnełam się i ruszyłam w strone sali gimnastycznej.
Gdy dotarłam do szatni przebrałam się w strój na w-f i wyszłam na salę. Po mnie od razu wyszła Lucy a zaraz za nią nasz trener. 

Wszystkie rozmowy hihy ucichły. Uwierzcie Pan Dan jest straszny.
-Witajcie. - powiedział znudzony. Po czym wszyscy odpowiedzieli
ciche "dzień dobry".
- Ponieważ dzisiaj jest pogodnie, ta lekcja odbędzie się na stadionie będziemy biegać. - wszyscy od razu pokiwali głowami i poszliśmy
na stadion.- Zróbcie krótka rozgrzewkę i dzisiaj biegamy całą lekcje. - krzyknął i oddalił się do szkoły. Po rozgrzewce razem z Lucy zaczełyśmy biec.

- Lucy możesz mnie dzisiaj odwieźć do domu? - spytałam. Wróciłabym sama ale się boję.
- Jasne słonko. - Uśmiechnęła się . Cała lekcja minęła okej poza jednym,że czułam się obserwowana. To wszystko jest chore. 

Kiedy dotarłam do szatni z mojej torby rozległ się dżwięk przychodzącej wiadomości. Przełknęłam gulę, która była w moim gardle i podeszłam do torby po czym wyciągnełam urządzenie i odblokowałam je. Weszłam w poczte i kliknęłam na nową wiadomość. 

NIEZNANY NUMER
Jesteś nikim.. radzę ci uważaj na siebie
bynajmniej masz seksowną przyjaciółkę
nie chcielibyśmy aby jej się coś stało? Prawda?
~D

Kim do cholery jest "D"? Natępne lekcje już minęły spokojnie. Kiedy nadszedł upragniony dzwonek zerwałam się z krzesła i pobiegłam do swojej szafki na nic nie zwarzajac i wpakowując do niej książki. Ciekawe jak się ma Justin? Właśnie Justin nie dostałam od niego dzisiaj żadnej wiadomości nie zadzwonił. 

Dzisiaj byłam tak rozkojarzona,że o wszystkim zapomniałam. Justinowi też nic nie będę mówić juz "D" zna Lucy i może jej coś zrobić. Nie chcę aby osobom dla mnie ważnym coś się stało . 
To cholernie pokręcone. Wypuściłam z ust głośne westchnienie.
I ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych. Lucy miała na mnie czekać przed szkołą tak jak się umówiłyśmy. Gdy wyszłam na dwór zobaczyłam moją przyjaciółkę, która stała oparta o maskę swojego samochodu. Machnęła na mnie żebym wsiadała do auta
i tak tez zrobiłam.Ruszyłyśmy z piskiem opon i wyjechałyśmy na drogę. I znowu usłyszałam dźwięk wiadomości. Odblokowałam swój telefon i odczytałam wiadomość.




NIEZNANY NUMER
Zbliżacie się do śmierci. Śpijcie dobrze aniołki.

Przestraszyłam się nie 
kontaktowałam z światem. Po chwili mój telefon zaczął dzwonić a na ekranie pojawiło się zdjęcie Justina odetchnęłam z ulgą 
i odebrałam  i usłyszałam jego głos. Przerwała mi Lucy, która krzyczała do mnie.
- Boże! Brook zaraz zginiemy! - krzyknęła.
 telefonie rozbrzmiał głos Justina.
- Brook?! Co się dzieje Halo?!-Krzyczał.
-Brook nie mogę zapanować  nad autem !- krzyczałam płakałam.
-Zrób coś z tym autem! - później był huk krzyk  z telefonu i nastała ciemność.

POV JUSTIN
Cholera?! Co się tam stało? Co się stało mojej małej Brook?!
Odłożyłem słuchawkę. I czym prędzej pobiegłem do swojego auta.
Trzasnąłem drzwiami od mojego autka teraz nie jest ważne auto.
Odpaliłem silnik i z piskiem opon wyjechałem na ulicę. Było włączone radio. A to co usłyszałem zszokowało mnie.
JESTEŚMY WŁAŚNIE NA MIEJSCU WYPADKU GDZIE D WA AUTA  ZDERZYŁY SIĘ CZOŁOWO. W JEDNYM Z AUT JECHAŁY DWIE MŁODE DZIEWCZYNY Lucy Santiago I Brooklyn Moon .ZARAZ PRZEPROWADZIMY ROZMOWĘ Z OFICEREM JOHNEM. 




-Witamy panie oficerze co wiadomo jest na temat wypadku?
- Wiemy,że w aucie zostały
przecięte hamulce i to spowodowało wypadek.
-W jakim  stanie są dziewczyny?
- Bardzo poważnym. Są w szpitalu św. Marii.Tylko tyle mogę powiedzieć na ten temat. DZIĘKUJĘ.
-Ja również dziękuję. 





HEJ! Co u was? Jak podoba wam się rozdział? Spodziawaliscie się 
Wypadku? Kto to jest D? 
Dziękuję wam za 1300 wyświetleń ma blogu. Jest mały problem ponieważ nie dodajecie komentarzy trochę smutam. Proszę tak ładnie proszę zostawcie po sobie ślad będzie mi miło. 
PS:Rozdział może mieć błędy bo pisałam go trochę na telefonie.:)
/ Gosia






 

poniedziałek, 7 lipca 2014

                                                            ROZDZIAŁ 11

BROOKLYN POV

Zastanawiało mnie to, że Justin zdenerwował się gdy usłyszał opis tego chłopaka.

 Nie chciałam go męczyć pytaniami, dlatego dałam sobie z tym spokój.

Przez resztę  dnia siedziałam z Justinem w pokoju, oglądaliśmy filmy, rozmawialiśmy. Kilka razy dzwoniła do mnie Lucy, pytała, czy wszystko okej. Mówiłam, że tak. Ona nic nie wie o Justinie. A no i rodzice...Nie zaglądali do mojego pokoju..Wysłałam mamie SMS, że chce pobyć sama i nie mam ochoty na ich "pogadanki"....

JUSTIN POV

Pewnie zastanawiacie się, czemu tak zareagowałem co? Nie powiem wam.. Nie teraz

Kurwa..dlaczego ja wtedy się nie pojawiłem? 

Czemu jej nie pomogłem. 

Jestem pierdolonym frajerem..                                                                                                                  

Tak bardzo mi na niej zależy.. 

Hahah śmieszne co? 

Znam tą dziewczynę..

Nawet nie tydzień, a już mi na niej zależy.. 

Bieber!? Co ty gadasz? 


Zrobiło się późno i musiałem już iść...Najchętniej nie zostawiałbym jej. Zostałbym, oglądał filmy, przytulał. Ona jest pierwszą dziewczyną, która tak na mnie działa. Przy niej ujawniam moją "Dobrą stronę"

BROOKLYN POV

Zrobiło się późno, więc Justin musiał iść...Nie chciałam tego, najchętniej przykułabym się do niego...

-Spotkamy się jutro?- Spytał szatyn wpatrując mi się w oczy.
-A chcesz?
-Jasne..Ty, ja, jakieś fajne miejsce? Co o tym myślisz?

Uśmiechnęłam się dając chłopakowi znak, że się zgadzam. Bieber puścił mi oczko i wyszedł przez okno.

Położyłam się na łóżku i wdychałam zapach jego perfum wciąż unoszący się po pokoju.

Heh..zabawne co?

Dlaczego on tak na mnie działa?

Wystarczy jedno spojrzenie i wariuję...

Jestem dziwna...

Bardzo dziwna...

Po kilku minutach ciszy usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Spojrzałam na ekran, na którym widniało zdjęcie Lucy. Wzdychnęłam i odebrałam.

-Halo? Brooklyn?

-Cześć Lucy

-Nie dzwoniłaś, nie pisałaś, więc postanowiłam, że zrobię to pierwsza...Ostatnio w ogóle się nie widujemy...Martwiłam się

-Przepraszam, ale miałam małe problemy z rodzicami..

-Spotkamy się jutro?

-Jutro nie mam czasu..Przepraszam...

-Ehh..ok...Pa..

Lucy rozłączyła się nie czekając na moją odpowiedź...Martwi się..Może myśli, że ją unikam...Naprawię to...

Położyłam się do łóżka i zasnęłam w kilka minut...

Szłam korytarzem szkolnym..Nie było nikogo. Co chwilę mrygało psujące się powoli światło lamp...Nagle usłyszałam znajomy głos krzyczący moje imię...

-Brooklyn!! Uciekaj!!

Odwróciłam się, za mną stał Justin. Cały ubrudzony był krwią..Na jego widok podskoczyłam..Przestraszyłam się.. Nagle ujrzałam drugiego chłopaka zmierzającego w naszą stronę.. To ten, który chciał mnie zgwałcić.. W ręku trzymał broń.

-Proszę proszę..kogo my tu mamy..

-Zostaw ją w spokoju Parker!- Justin zasłonił mnie swoim ciałem. Widziałam, jak zacinął pięści..Był nieźle wkurwiony..

Skąd oni się znają? Pomyślałam..

-Bieber bawi się w bohatera? A może to jest twoja dupa co? Mówiła ci, że się znamy? Znamy się Brooklyn prawda?

Nie odezwałam się ani słowem

-Posłuchaj skurwielu! Jeśli kiedykolwiek zbiżysz się do niej to obiecuję, że osobiście rozwalę ci łeb!

-Osobiście? Jakas nowość..Zazwyczaj to twoi kumple pojawiali się w jakichś sprawach..

-To koniec rozumiesz?! Masz zniknąć z mojego życia..

-Dla ciebie to koniec, ale nie dla mnie! Nie pamiętasz jak razem chodziliśmy do burdeli sie zabawić? Pamiętasz, jak te laski się darły? Jak błagały, żebyśmy przestali? Jak zostawialiśmy je na pusyej drodze? Przecież nie musimy być wrogami..

-Hahaha co? Nie pamiętasz już co zrobiłeś Kate?

-Ona i tak nie była ciebie warta..sama wskoczyła do łóżka..

-A ty ją zgwałciłeś i zamordowałeś..

Każde słowo, które usłyszałam sprawiało mi coraz większy ból...Odsunęłam się od szatyna i uciekłam..Biegłam jak najszybciej..Słyszałam, jak za mną biegnie...W końcu moje nogi odmówiły posłuszeństwa...Bieber złapał mnie...

-Posłuchaj to nie tak...

-A jak?!-Wykrzyczałam ze łzami w oczach..

-Ja...-Justin nie dokończył..upadł bezwładnie na ziemie, a z jego klatki piersiowej wylał się strumień krwi..

Zobaczyłam tego chłopaka.. Stał w miejscu i uśmiechał się...

-Zabawimy się?

Rzuciłam się do ucieczki..biegłam ile tylko mogłam...

-Brooklyn! Brooklyn obudź się!

Otworzyłam szeroko oczy..

-Córeczko to tylko sen-zobaczyłam przede mną mamę..Mocno ją uściskałam..

-Krzyczałaś..

-Miałam koszmar

-Już w porządku?

-Tak juz jest ok..

Muszę dzisiaj porozmawiać z Justinem...
                                                                                                                                        

MIŚKI..PO DŁUGIEJ PRZERWIE W KOŃCU NASTĘPNY ROZDZIAŁ <3 MAM NADZIEJĘ, ŻE WAM SIĘ PODOBA/Magda




sobota, 14 czerwca 2014

NOTKA! 
Wtedy kiedy będą napisane wydarzenia pochyłym pismem to będzie sen ;) 



Rozdział 10
Wtuliłam się w jego klatkę piersiową, wdychając jego zapach.
- Przepraszam.- szatyn ucałował moją głowę.
- Nie masz za, co ponieważ to co się zdarzyło to nie jest twoja wina, jasne? - uśmiechnęłam się lekko.
Rozplotłam ręce i podeszłam do łóżka kładąc się na nim.
- Chodź tutaj - poprosiłam Justina poklepując przy tym lekko miejsce obok.Chłopak posłał mi wielki uśmiech na co ja lekko zachichotałam.Ułożył się koło mnie i przyciągnął do siebie.


- Dobranoc - szepnął. Przy Justine czułam się bezpieczna i ważna, potrzebna oraz kochana.To było coś czego potrzebowałam od zawsze. 
- Dobranoc - odpowiedziałam.Od razu po zamknięciu oczu morfeusz zabrał mnie do swojej krainy. 


Znalazłam się w jakiejś czarnej uliczce. Było tylko słychać przejeżdżające auta. A jednym oświetleniem była lampa, która mrugała co jakiś czas. Rozejrzałam się do żadnej żywej duszy.




Szłam przed siebie zerkając co jakiś na różne strony. Nagle wpadłam na coś wysokiego i twardego, to nie był żaden mur czy drzewo to było coś innego. 
Uniosłam swój wzrok i to co zobaczyłam zszokowało mnie. Moje serce zaczęło bić z dwieście razy szybciej. To był ten chłopak, który zaatakował mnie w uliczce gdy wracałam z nieudanego spotkania z Justinem. 


Zanim się spostrzegłam chłopak, chwycił mnie za ramiona i zaczął mną szarpać i dobierać się do mnie. Nie tylko nie to!. Ja nie chcę. Zaczęłam się wyrywać, kopać gdzie popadnie. Po policzku przejechałam mu paznokciami, został wielki czerwony ślad. 
Rzuciłam się biegiem gdziekolwiek tylko najdalej od niego biegłam, biegłam szybko.


 Nie zważałam 
na nic wiedziałam że za mną biegnie. Musiałam się gdzieś ukryć i to jak najszybciej. Zaraz za jedną ulicą była jakaś uliczka. Wbiegłam do niej szybko kryjąc się za wielkim śmietnikiem. Widziałam go przystanął przy wejściu do uliczki. I spojrzał się w jej głąb. Podszedł bliżej. 


- Przecież wiesz,że i tak cię znajdę więc po co to robisz? Po co się ukrywasz? - zaśmiał się gorzko. W moim gardle utworzyła się wielka gula. Czułam w kącikach oczu słoną ciecz.



Nie! Nie mogłam się w tej chwili rozpłakać muszę dać radę. Chłopak przysunął się bliżej śmietnika, a ja przesunęłam się. 
- Gdzie jesteś, aniołku? - spytał gorzko. Gdzie jesteś Justin? Potrzebuję Cię. Mam jeszcze telefon to ostatnia deska ratunku. Wyjęłam z kieszeni moich dżinsów urządzenie. I co? I nic Cholera był rozładowany. Obróciłam głowę i...

Obudziłam się z krzykiem, to był tylko sen to był tylko zły sen. Powtarzałam, ale i tak rozpłakałam się na dobre.
- Brook? - Justin obudził się i popatrzył na mnie przestraszonym i troskliwym wzrokiem. Nie odpowiedziałam mu.- Księżniczko? Co się stało?- Przyciągnął mnie do siebie tuląc.



- Justin, to on - zaszlochałam nie mogłam nic powiedzieć było mi ciężko.
-Shh. To był tylko zły sen, okej? - Powiedział i pogłaskał mnie po głowie.Ucałował mnie lekko w usta. Uśmiechnęłam się. Tak bardzo dziękuję, że on tu jest właśnie teraz ze mną. Co ja bym bez niego zrobiła.


- Dziękuję - szepnęłam . - Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.- uśmiechnęłam się blado.- Po tym zamknęłam oczy i spałam spokojnie. 

Obudziły mnie promienie słoneczne padające na moja twarz. Byłam tak jakby nie wyspana po ciężkiej nocy. Chciałam wstać, ale poczułam wokół mojej talii umięśnioną parę rąk. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam najsłodszą rzecz na świecie.


 Justin spał wyglądał  tak spokojnie, bezbronnie i słodko.Wtedy wpadłam na pomysł, zrobię mu zdjęcie i kiedyś mu to pokażę . Chwyciłam do ręki telefon i nacisnęłam po czym zdjęcie było już zapisane w mojej galerii. Wzięłam ręce chłopaka z mojej talii i skierowałam się do garderoby wybierając bieliznę szorty i za dużą bluzę z kapturem. Poszłam do łazienki wzięłam krótki prysznic a później osuszyłam ciało.


 Rozczesałam swoje włosy i ubrałam na siebie bieliznę oraz ciuchy. Umyłam zęby i zrobiłam lekki makijaż. Otworzyłam drzwi i po cichu weszłam do pokoju. 
- Nie musisz być aż tak cicho.- obróciłam się i złapałam za serce. 

- Boże Justin, nie strasz mnie tak.- wydyszałam. Po ostatnich przejściach. Nie wiem czy będę dobrze funkcjonowała.
- Przepraszam.- wstał i przytulił mnie.Kochany.- To co na, śniadanie?- uśmiechnął się cwaniacko. No i stary Justin wrócił. 

- Chyba śnisz,że zrobię ci śniadanie chłopcze - w moim głosie można był wyczuć sarkazm. Justin zrobił minę smutnego psiaka, ale ja i tak się nie dam.- Na mnie to nie działa - zaśmiałam się i pokiwałam na niego palcem. Tak jak rodzice na swoje dzieci wtedy, kiedy zrobią coś źle.

- No, ale Brook tak bardzo proszę - podszedł do mnie  cmoknął mój polik. Zachichotałam i pokręciłam głową z niedowierzaniem.

- Nie - Chciałam się z nim trochę podrażnić. Co mi tam szkodzi . O mało co nie wybuchłam śmiechem kiedy klęknął przede mną i powiedział,żebym zrobiła śniadanie.


- No dobrze, dobrze zrobię śniadanie ale nie możesz wyjść z pokoju. Bo są moi rodzice, a na dodatek mam szlaban więc widzisz jak to wygląda.- Powiedziałam z grymasem na twarzy.



- Okej będę czekał - powiedział i ułożył się z powrotem na łóżku. Od kluczyłam drzwi i wyszłam na korytarz
i od razu je zamknęłam. Zeszłam na dół i usłyszałam głos mojej mamy. Weszłam do kuchni i wzięłam chleb.


- Cześć wszystkim - powiedziałam. Krojąc pieczywo.
-Hej Brooklyn, jak się spało?- słyszałam w jej głosie troskę. Może chodziło jej ot o,że wydarłam się prawie na cały dom w środku nocy. 

- Dobrze, i przepraszam za ten hałas w nocy,ale miałam koszmar.- odpowiedziałam uśmiechając się. 
Wzięłam się za robienie kanapek. Gdy już wszystko było gotowe nalałam jeszcze do dwóch szklanek pomarańczowego soku i postawiłam wszystko na tacę ruszyłam w stronę mojego pokoju. 
Gdy już byłam przy drzwiach otworzyłam je łokciem i szybko weszłam do pokoju zamykając go. Justin leżał na łóżku 
robiąc coś na telefonie,ale czując moją obecność  odłożył go na półkę koło łóżka. Podeszłam do łózka i położyłam na nim tacę od razu w zieliśmy się za jedzenie. Kiedy skończyliśmy odłożyłam tacę na biurko 
i usiadła z powrotem koło Justina. 

- Brook pamiętasz tego chłopaka? Tego który cię zaatakował? - spytał niepewnie a moje ciało się 
spięło. Przytaknęłam a całe zdarzenie spadło  na mnie jak tona cegieł. 
- A powiesz mi? - spytał z troską w głosie. 

- Był wysoki, umięśniony miał blond włosy i ubrany w czarną buzę z czarnymi spodniami dresowymi. 
Powiedziałam na jednym wydechu. Zauważyłam,że Justin zrobił się jakiś nerwowy. 
- Justin, wszystko okej? - spytałam przerażona. Co tu się w ogóle dzieje czy ja czymś nie wiem? 
- Brook musisz teraz na siebie uważać - powiedział szybko.
- Ale Justin co się dzieje do cholery?! - powiedziała głośniej. To nie jest śmieszne coś się dzieje a ja nie wiem co .
- Brook obiecasz mi,że będziesz uważać?- spytał .
- Obiecuję. - powiedziałam i wtuliłam się w niego.




Hej! Co tam? Rozdział jest mam nadzieję, że się podoba :3 /Gosia



PRZEPRASZAM!
Więc chciałabym przeprosić za długa nieobecność na blogu.
Powodem była szkoła ;-; miałam bardzo dużo nauki i teraz mam też poprawki (ostatnie)
Więc jeszcze raz przepraszam jeśli mi sie uda napiszę dzisiaj rozdział ;)

/Gosia